POMADKI MISSLYN
9/22/2015
Zawsze myślałam, że moją miłość do lakierów nie zastąpią żadne kosmetyki, a nawet biała czekolada nie jest w stanie uzależnić mnie od siebie bardziej niż te kolorowe buteleczki. A dziś, z kobiecą dumą przyznaję, że w mojej kosmetyczce królują pomadki. Kolorowe usta, szczególnie jesienią stają się moją wizytówką. I o ile do ciemnych, bordowych kolorów nie przyzwyczaję się nigdy, tak czerwienie i róże zadomowiły się u mnie na dobre. Bardzo chętnie pokażę Wam w kolejnych wpisach swoje ulubione pomadki, a dziś zapraszam do bajecznego świata Misslyn. Te kolorowe cuda są ze mną już od kilku dni, a już wciąż nie mogę oderwać od nich wzroku. Który kolor zrobił na Was największe wrażenie?
Od lewej: 292 sensualist (Najpiękniejszy odcień pomadki "na co dzień", jaki kiedykolwiek muskał moje usta! Delikatny, wręcz niewyczuwalny zapach, jedwabista konsystencja i właściwości nawilżające - ode mnie same ochy i achy), 134 natural beauty (Równie naturalny odcień, ale o matowym wykończeniu. Bardzo kobiecy), 78 color sensation (Landrynkowy róż o matowym wykończeniu, dla odważnych i szalonych kobiet, nic dodać, nic ująć), pomadka w pisaku color kiss 36 (Zdecydowanie nie mój, za ciemny kolor, który mam wrażenie pomniejsza moje usta. Ale... konsystencja tej pomadki, jej zapach, intensywność koloru i miękkość to mistrzostwo świata! Jeśli są dostępne inne odcienie - będą moje :)), 25 I'm red-y (Piękna czysta czerwień, o matowym wykończeniu). Pierwsza dwójka to moi faworyci.
12 komentarze