MATOWA MALINA INGLOT
11/03/2014
Przez całe swoje
(dorosłe) życie wmawiałam sobie, że wyraziste, ciemne kolory pomadek do mnie
nie pasują, że moje usta są za wąskie. Do dzisiaj przyłapuję się na tym, że sięgając po nową pomadkę szukam
w palecie brązów, beżu i szeroko pojętych nudziaków. A przecież to takie smutne
kolory, szczególnie jesienią, kiedy nasze usta aż proszą się o odrobinę ciepłego
koloru. W końcu postanowiłam przełamać swoje obawy i dobrać idealny kolor dla
mojego typu urody. Postawiłam na matowe wykończenie i to był strzał w
dziesiątkę! Od teraz odcień numer 425 INGLOT
króluje wśród mojej kolekcji szminek :) Cudownie pachnie malinową mambą,
utrzymuje się na ustach przez wiele godzin bez konieczności poprawek, nie
rozmazuje i nie brudzi, każdej napotkanej na swej drodze rzeczy, jak klasyczne
kremowe pomadki. Dużym zaskoczeniem jest dla mnie również łatwość aplikacji.
Pomadka rozprowadza się na ustach równomiernie, z dużą łatwością i precyzją.
Jedyny minus jest taki, że podkreśla suche skórki i przy częstym stosowaniu wysusza usta, dlatego przed
aplikacją warto zadbać o porządne nawilżenie ust. 425 to mieszanka brudnego
różu z maliną i burgundem. Dla mnie kolorystyczne mistrzostwo świata, dzięki któremu
stwierdzam, że jednak lubię takie ciemne kolory i całkiem nieźle w nich wyglądam :) I zdradzę Wam sekret – matowe wykończenie
jest zdecydowanie ładniejsze od błyszczącego :)
32 komentarze